Zgodnie
z tym, co mówił Loki, czas jej pojedynku miał nadejść jutro. Według zasad, gdy
ogłosi się ów walkę, muszą minąć dwa dni i wtedy odważni mężowie mogą zacząć
bronić swój honor. Mówił, że widział wiele takich pojedynków, więc dobrze
wiedział, jak to wszystko działa. Publika zawsze ma swojego ulubieńca, a ten
drugi nie ma co liczyć na żadne wsparcie, jeżeli jednak uda mu się jakoś zdobyć
przychylność choć paru gapiów, to nie wystarczy, by go wspomóc. Oglądający
często mają wpływ na przebieg pojedynku. Osoba, która nie ma w ogóle dopingu,
lub posiada go skrajnie mało, traci swoją motywację i wolę walki. Wiadomo – w
końcu jeśli jest przeciwko tobie nastawionych od groma ludzi, to tak, jakby
ciążyła nad tobą ciemna chmura nadchodzącej porażki.
Virveth
doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nikt nawet nie wykrzyknie jej
imienia, gdy będzie walczyć. Gdy jakimś cudem zrani swoją przeciwniczkę, to
może się spodziewać złowrogiego odzewu, wyzywającego ją i jej rodzinę. Faworyt
zawsze ma łatwiej.
Chciała
odgonić od siebie te myśli. Nie pierwszy raz w życiu została postawiona w tak
trudnej sytuacji, jednak nigdy nie musiała nad tym rozmyślać – wszystko działo
się w sekundę. Trudna sytuacja stała się polem mordu, gdzie ona stała zwycięsko
nad ciałem swojej ofiary.
To
tak, jakby ktoś zrobił psikusa i z mordercy zrobił ofiarę. Mały, niewinny
żarcik od losu.
Musiała
zająć czymś swoje natrętne myśli, więc odezwała się do boga kłamstw, który
siedział w celi obok, czytając książkę. Siedział do niej plecami, więc mogła
zobaczyć, co czyta. Niestety odczytanie tych starożytnych run było dla niej
niemożliwe.
-
Skąd wiesz, że to przeciw magiczna bariera? – zapytała, wskazując na ścianę
dzielącą ich.
Nie
odpowiedział nic, nie oderwał nawet wzroku od książki, tylko podniósł jedną
dłoń, zginając ją w pięść, po czym jej wierzchem zastukał w barierę.
Był
to dziwny, niezidentyfikowany przez nią wcześniej dźwięk. Pierwszy raz w życiu
usłyszała coś takiego.
-
To pierwsze, czego uczą dzieci, które mają zostać magami. Dopiero później
rozwija się zmysł pozwalający rozpoznać aury i inne czynniki przypisane danej
barierze, więc można stwierdzić jej rodzaj stojąc naprawdę daleko.
Zakończył
swoją wypowiedź, przerzucił stronicę książki, po czym westchnął głęboko.
Odwrócił się w jej stronę, usiadł po turecku, opierając księgę o swoje kolano.
Była zamknięta, tylko jego kciuk tkwił gdzieś w środku, by móc wrócić do
lektury, jak już skończy rozmowę z Virveth.
-
Masz już jakiś plan? Czy staniesz naprzeciwko Sif i dasz się przebić mieczem? –
jak zwykle był sarkastyczny, a uśmiech, który gościł u niego na twarzy był
pełen złośliwości.
-
Jeżeli ja umrę, to ty zaraz po mnie. – odpowiedziała sykliwie.
-
Więc chcę usłyszeć, jaki masz plan.
-
Na razie żadnego. Jeżeli mam czas przed walką, to zastanawiam się, jaka ta
osoba jest. Jeżeli mam jakieś wskazówki, chociaż ogólny zarys jej postawy,
charakteru, jestem w stanie chociaż minimalnie przewidzieć jej zachowania
podczas walki. O Sif nie wiem nic. To jest to, co mnie zastanawia, staram sobie
ją wyobrazić.
Uśmiechnął
się nagle triumfalnie, na co ona tylko uniosła wysoko brwi w geście pytającym.
-
A co, jeśli mógłbym ci pomóc?
-
Jak?
-
Bariera przeciw magiczna nie uniemożliwia magowi używania iluzji. Moja magia
jest dość… specyficzna. Jeżeli się w kogoś przemienię, to nabieram jego
nawyków, chodzę jak on, prawie idealna kopia. Jedynie umysł jest mój, więc
wypowiedzi mogą się tylko trochę różnić, lecz często czuję się tak, jakbym po
części przejmował charakter osoby, w którą się przemieniam, więc nigdy nie
zaliczyłem żadnej gafy, jeżeli chodzi o rozmowy nawet z najbliższą rodziną tej
persony. – odpowiedział spokojnie.
-
Przemiesz się w Sif?
-
Tak, świetna wręcz dedukcja. – mruknął ironicznie. – Słuchaj, gdy prowadzili
nas do celi, widziałem ją. Zauważyłem także parę interesujących szczegółów,
które mogą ci bardzo pomóc. Więc jak będzie?
Zamyśliła
się.
-
Naprawdę chcesz siedzieć całą wieczność w celi? – zapytała.
-
A może za dwieście lat pojawi się kolejna osoba taka jak ty, która wyciągnie
mnie w jakiś dziwny sposób? Może sam znajdę jakąś lukę, która pozwoli mi
niepostrzeżenie wymknąć się z tego miejsca.
Westchnęła,
ale po chwili delikatnie uśmiechnęła się. Współpraca z człowiekiem, a raczej
bogiem, który był tajemniczy, nie mniej kłamliwy i pełen fałszu, który niemal
można było wyczuć, gdy się obok niego stało. Nie dziwiła się, że jest bogiem
kłamstw, który w każdej chwili mógł uknuć jakąś straszną intrygę, której użyje
przeciwko niej. Mimo wszystko kiwnęła głową, wyrażając tym swoją zgodę.
Loki
delikatnie zagiął róg kartki, na której skończył czytać, po czym odłożył
książkę. Odsunął się trochę od ściany, przyglądając się Virveth, a po chwili
skupiając się na czymś zgoła innym.
Wzrost
Lokiego zmniejszył się, po czym nastąpiła przemiana – w sekundę zmienił się w
kobietę w złotej zbroi, z lśniącymi, długimi, blond włosami*.
Niebieskie
oczy tryskały odwagą i w pewnym sensie delikatnością, za którą tłum ją
uwielbiał.
Loki
zrobił krok w bok. Ostry wzrok Virveth od razu wychwycił nieprawidłowość w
sposobie poruszania się wojowniczki.
-
Jest ranna? – zapytała.
-
Gdy prowadzono nas do lochu, zauważyłem ją. Widziałem także, że coś jest nie
tak z jej lewym bokiem. – odpowiedział.
Zabójczyni
skupiła się jeszcze bardziej, gdy bóg kłamstw przechadzał się po celi. Krok
lekki, ale nogi wyjątkowo silne, pozwalało jej to na prowadzenie intensywnej
walki na bliski dystans. Oczywiście była wolniejsza od Virveth, która zdobywała
coraz więcej szczegółów, patrząc na sam sposób chodu.
Sposób
poruszania się był trochę upośledzony przez bok, który widocznie bolał, choć
wydawało jej się, że Loki, a raczej Sif próbuje to zignorować, by nie pokazywać
swojej słabości.
-
Nie mam złej kondycji, mimo ciężkiego uzbrojenia powinnam trochę wytrzymać… -
zaczęła.
-
Sif będzie chciała zabić cię jak najszybciej w najbardziej widowiskowy sposób.
Na przykład niesamowitym cięciem w twoją szyję, co wyśle twoją głowę prosto w
podniecony tłum.
Zmarszczyła
brwi.
-
Więc będzie pod presją. Może robić głupie błędy, lub odkryć się. – powiedziała.
-
Podczas walki może skupiać się na obronie rannego miejsca, więc… - mruknął.
-
Reszta może być odsłonięta. – dokończyła za niego. – Albo może robić coś
zupełnie innego, by odwrócić uwagę. Ten bok może być właśnie odsłonięty, bo
jej umiejętność obrony będzie upośledzona przez napięte mięśnie. Podczas walki
trzeba być rozluźnionym.
-
Tak, masz całkowitą rację. Myślę też, że skoro będzie się spieszyć, to szybko
się zmęczy. Ty powinnaś jak najdłużej zmuszać ją do marnowania energii.
-
Problem w tym, że ja sama długo mogę nie wytrzymać, Loki. Jestem typem lekkim,
miecz i tarcza to coś, co może mnie przerastać, jeżeli mam się tym posługiwać.
Wiele razy na Islandii byłam w szkółkach, gdzie uczono walki mieczem, lub
toporem wraz z tarczą. Oglądałam ich, poznawałam, ale nie mam nie wiadomo jak
wielkiego pojęcia o tym. Moją domeną są sztylety.
-
Będziesz musiała wytrzymać, jeżeli chcesz przeżyć. Tak jak mówiłem wcześniej –
nikt nie będzie miał ci za złe, jeżeli zginiesz i doprowadzisz mnie do katowskiego
stołka. – zakończył dyskusję zamieniając się znowu w wysokiego, mrocznego
mężczyznę.
-
Hmm… Dzięki za pomoc. Dużo więcej dowiedziałam się o mojej przeciwniczce dzięki
twoim ciekawym… umiejętnościom. – dodała na koniec.
Nie
odpowiedział już nic, tylko wziął książkę, którą wcześniej czytał i zaczął
wertować jej stronice. Szukał miejsca, na którym skończył. Virveth zauważyła, że rzeczywiście podczas
przemiany zachowywał się jak zupełnie inna osoba. Nie miał problemu z
odegraniem roli kobiecej. Potrafił wtedy poruszać się z wdziękiem, ale
jednocześnie bardzo dumnie. Taka musiała być jej przeciwniczka, która przestała
być dla niej jak postać z koszmaru – niejednolitym cieniem, który goni cię, a
ty nie wiesz co możesz zrobić… tylko uciekać.
***
Pierwszy
raz od bardzo, bardzo dawna nie czuwała, gdy spała. Położyła się na swoim
posłaniu z myślą, że to może być jej ostatnia noc i najlepsze, co może zrobić
to po prostu zasnąć. Spojrzała ukradkiem na boga kłamstw, który już od jakiegoś
czasu był pogrążony w magicznej krainie. Mimowolnie uśmiechnęła się do siebie.
To, co wyrabiała we własnych marzeniach sennych było nawet zabawne – gdy
ściągnęła go do ludzkiego świata, gdy uciekała przed tajemniczą postacią wyglądająca
jak ona…
Mimo
tego, że to wszystko napędziło jej porządnych kłopotów to nawet cieszyła się z
tego. Inne osoby będąc w jej sytuacji na pewno załamałoby się i płakało w
poduszkę, ale nie ona. Zaczęła dostrzegać zalety tego wszystkiego. W końcu nigdy
nie była normalna, a bycie zabójcą na zlecenie do końca życie byłoby po prostu
monotonne… Tak, dla niej to była monotonia z którą stała twarzą w twarz każdego
dnia. Loki wprowadził w jej życie coś, co czuła przy pierwszych walkach,
morderstwach. Adrenalina wypełniała jej żyły, gdy poznała coś nie z jej świata.
To właśnie to sprawiło, że zaczęła się zmieniać.
Spała
jak kamień. Oddech miała miarowy, spokojny. Wydawałoby się, że nic nie może
przerwać jej głębokiego snu.
Loki
poruszył się niespokojnie, po chwili wybudzając się prawdopodobnie z sennego
koszmaru. Virveth mimo wszystko nie przebudziła się.
-
Cholera… - wyszeptał, siląc się na spokój.
To,
co zrobiły mu chitauri odbijało się na jego zdrowiu aż do teraz. Nie kłamali,
gdy mówili o cierpieniu.
Zmierzwił
potargane włosy swoimi długimi, bladymi palcami. Był cały roztrzęsiony, zimny
pot lał się z jego czoła, miał nim oblepione plecy. Drżał, usłyszawszy cichy,
niemalże kojący głos Virveth.
-
Co się dzieje?
Nie
mógł okazać swojej słabości w tym momencie. Nie odpowiedział nic, tylko chciał
położyć się z powrotem spać.
-
Czy to ma związek z tym, co zrobili ci tamci kosmici? – zapytała trochę
głośniej.
Westchnął.
Wiedział, że będzie nalegać i nie odgoni się od niej, dopóki nie odpowie.
-
Wiesz czym jej podstawowa siła napędowa każdego maga?
-
Energia? Magia?
-
Taaaak. Te pieprzone kreatury wysysały ze mnie każdą kroplę drogocennej magii,
zostawiając jej dosłownie kapkę, bym nie umarł.
-
Więc boga jednak można zabić. – stwierdziła nagle.
-
Oczywiście, że można, głupia. Ale nie każdego w ten sam sposób. Są różne
rodzaje bóstw, Thora czymś takim nie zabijesz, w jego krwi płynie tyle magii co
w zimnym kamieniu w lesie. – warknął sarkastycznie.
-
Aż tak to się na tobie teraz odbija? – zapytała.
-
Nie zrobili tego raz, po jednym razie dawno bym się zregenerował. Robili to
wielokrotnie, bywało tak, że czekali aż się trochę zregeneruję i zaczynali od
nowa. Czasami… a zwłaszcza teraz czuję, że mam niesamowite pokłady tej energii
ukryte gdzieś w zakamarkach ciała, które teraz uwalniając się nagle sprawiają
mi ból. Moje ciało za szybko się napełnia, mięśnie ledwo wytrzymują.
-
Coś jak zalanie szklanki gorącą wodą. Zdarza się, że pęka. – mruknęła. –
Niestety nie odkryjemy twojego ukrytego potencjału…
-
Ani twojego. – dodał opryskliwie.
Zaśmiała
się w odpowiedzi.
-
Co cię tak śmieszy? – syknął.
-
Nic. Zregeneruj się przed jutrzejszym dniem. Niezależnie od wyniku
pojedynku będzie to bardzo dużo emocji z tym związanych. – uśmiechnęła się, kładąc
się ponownie do snu.
Bóg
kłamstw przyglądał się jeszcze chwilę zabójczyni, po czym zrobił to samo.
Musiał odpocząć.
***
Obudził
ją strażnik, waląc w ścianę bariery. Wycedził parę niemiłych słów w jej stronę.
Kazał jej wstać i podejść do niego.
Nie
podobał jej się sposób, w jaki odnosił się do niej ten mężczyzna, ale nie miała
wyboru. Odwróciła się odruchowo w stronę łóżka Lokiego, ale go tam nie było.
Musiała naprawdę twardo spać.
-
Stój spokojnie po drugiej stronie.
Zrobiła
tak, nie miała zamiaru uciekać.
Nagle
podszedł do nich młody mężczyzna w ciemnych szatach, z zarzuconym kapturem na
głowie. Przyglądała mu się zaciekawiona, gdy ten zwrócił się do strażnika:
-
Czemu każecie arcymagowi zajmować się jakimś zwykłym człowiekiem? – był wyraźnie
oburzony.
Strażnik
był większy, na pewno silniejszy i wyglądający na mężczyznę po wielu bitwach, a
i tak było widać, że lęka się młodego maga.
-
Rozkaz od samego Odyna, mistrzu. – odpowiedział żołnierskim tonem.
Młody
westchnął, zrzucając kaptur z głowy. Jego blond włosy zalśniły, a szare oczy
wbiły się w zabójczynię.
-
Jak na gówniarza to dość pyskaty jesteś. – zaśmiała się.
Podniósł
głowę, ponieważ patrzył uważnie na jej nogi, jakby szukał tam ukrytych
sztuczek. Chciał ją skarcić wzrokiem, ale na nią to nie zadziałało – wyglądał zbyt
młodo.
-
Wyciągnij ręce do przodu. Nie próbuj kombinować. – warknął.
-
Tak, tak, panie „wielki magu”. – syknęła sarkastycznie, po czym uśmiechnęła
się.
-
Szkoda, że nie mogę cię zabić, głupia, ludzka krowo. – teraz to on się
uśmiechnął – Wielka szkoda, że nawet Loki nie mógł wydostać się z tych celi.
Można na nie działać magią tylko od zewnątrz. Wielka, wielka szkoda, mógłbym go
zabić, a potem ciebie.
Nie
odpowiedziała na tę zaczepkę. Nie widziała sensu.
Przyłożył
dłoń do bariery, kiedy ona wyprostowała ręce. Przeszły przez ścianę, wychodząc
na zewnątrz, gdzie zostały nałożone na jej nadgarstki kajdany stworzone z
energii, która delikatnie ogrzewała jej skórę.
Wyciągnęli
ją całą, po czym zaczęli prowadzić w górę, do głównego holu gdzie wcześniej
stał tron Odyna. Teraz nie było tam nic, poza ludźmi stojącymi po bokach i
czekającymi na niesamowitą walkę. Bóg Ojciec stał naprzeciw Virveth, gdy ta
wchodziła do środka.
Popchnęli
ją mocno, uwalniając ją z okowów. Prychnęła tylko, gdy ludzie wokół zaczęli
wykrzykiwać obelgi w jej stronę. Wiedziała, że tak będzie.
Dopiero
teraz zauważyła Lokiego, który stał przy Frigg. Minę miał nietęgą. Na pewno nie
mógł spać tej nocy przez towarzyszące mu bóle.
-
Witam zebrany lud Asgardu! – krzyknął Odyn, a gwar tłumu od razu ucichł. –
Dzisiaj odbędzie się tutaj pojedynek między wspólniczką – splunął z
obrzydzeniem na ziemię – Lokiego, a odważną i waleczną Sif, która nie pozwoli,
by tej dwójce uszło na sucho.
Nastała
chwilowa cisza.
Na
salę wkroczyła dumna Sif, czemu towarzyszył ogromny aplauz ze strony ludzi.
Przyglądała
się z wyższością Virveth, która wyglądała, jakby miała na twarz nałożoną maskę
obojętności, a w środku drżała ze strachu. Tak mogłoby się wydawać komuś, kto jej nie znał. Ona naprawdę była
obojętna na całą sytuację, uspokoiła ciało wraz z umysłem.
Bogini
przywitała się z Odynem, oddała mu hołd. Ten w odpowiedzi poklepał ją po
ramieniu, uśmiechając się szeroko. Ukłoniła mu się, po czym stanęła naprzeciw
Virveth.
-
Znacie zasady. – powiedział bóg Ojciec.
Zabójczyni
prychnęła pod nosem. Gdyby nie znała ich od Lokiego, to nie wiedziałaby co
robić. Każdy z wojowników dostaję miecz i tarczę. Dodatkowo może dostać jeszcze
jedną, jeżeli z poprzednią coś się stanie. Potem musi walczyć samym mieczem.
Bogini
podali narzędzia potrzebne do walki, a do Virveth rzucili. Nachyliła się, by je
podnieść. Tarcza była ciężka, okuta. Wtedy dopiero doszło do niej, jak ciężko
będzie jej wytrzymać dłużej z takim uzbrojeniem.
Sif
miała dodatkową przewagę – zbroję, która chroniła ją dużo lepiej niż zwykłe
ubrania Virveth.
Odyn
wycofał się. Bogini zareagowała natychmiastowo, jakby to był jej znak do walki. Zabójczyni
uniosła w ostatniej chwili tarczę, broniąc się od potężnego ciosu, który
sprawił, że zadrżały jej kości. Takiej potęgi się nie spodziewała.
Sif
odskoczyła od niej, przyglądając się uważnie. Badała, jak przeciwniczka
przyjęła uderzenie.
-
To masz, kurwa, babo placek. – mruknęła do siebie Virveth przez zęby.
Postanowiła się bronić, nie miała za bardzo szansy na atak. Mimo bólu
sprawianego przez ranny bok, Sif zachowywała prawie idealną obronę, nie
pozwalając drugiej złapać chociażby oddechu.
Zabójczyni
czuła coraz większy ból w rękach, gdy przyjmowała każde kolejne uderzenie. W
pewnym momencie usłyszała cichy trzask, po czym ogromna fala gorąca przeszyła
jej ciało. Kość nie wytrzymała, pękając. Kolejne uderzenie, kolejny trzask.
Upuściła tarczę, trzymając teraz tylko miecz.
Adrenalina
sprawiła, że szumiało jej w uszach. Doskoczyła do Sif, atakując od boku, lecz
tamta wykonała zwinny unik. Virveth chciała zaatakować jeszcze raz, bogini
miała odsłoniętą nogę. Jej myślenie zostało zakłócone przez buzującą w jej
żyłach epinefrynę i ogromny ból spowodowany wieloma złamaniami. Nie pomyślała,
że to, co zrobiła Sif było przemyślanym działaniem.
Ta
finta spowodowała, że Virveth ledwo utrzymała się na nogach. Chciała jak
najszybciej odskoczyć od przeciwniczki, ale nie dała rady. Ostrze miecza
leciało wprost na jej szyję.
Usłyszała
krzyk. To Loki coś krzyknął, gdy zimna stal dotknęła jej rozgrzanej skóry.
Ludzie
cieszyli się, jeszcze zanim głowa została odcięta od ciała. Myśleli, że to
koniec i pieprzona dziwka zdrajcy zostanie zabita, a następnie sam bóg kłamstw.
Wydawało
jej się, że to organizm próbował się ratować i to adrenalina pali jej żyły. Na
początku poczuła strużkę krwi płynącą po jej szyi, ale wtedy stało się coś, co
zaskoczyło nie tylko gapiów.
Miecz
z głośnym brzdękiem odbił się od niej. Sif ledwo utrzymała równowagę, ponieważ
jej uderzenie było bardzo, bardzo mocne.
Virveth
nie panowała nad sobą. Zaczęła ciężko dyszeć, upadła na ziemię. Czuła, jak coś
oplata jej skórę, jak jej nogi w pewnym sensie zmieniają się – nie potrafiła
tego wytłumaczyć.
Ostre
pazury przebiły jej buty, a czarna łuska z fioletowym połyskiem rozerwała jej
ubrania. Swędziała ją głowa. Dwa długie rogi, skierowane ku tyłowi wyrosły tak
szybko, że nie pozwoliły się nadziwić tym zabójczyni i innym zebranym ludziom w
pomieszczeniu. Sama Sif stała jak wryta i przyglądała się temu w ciszy, z
otwartymi ustami. Virveth spojrzała na Lokiego, który był oniemiały. Słyszała
dokładnie, gdy brał powolny, głęboki wdech. Wzrok wyostrzył się jeszcze
bardziej, a słuch stał się tak czuły, że usłyszała poruszanie się mięśni Sif,
która prawdopodobnie chciała zakończyć pojedynek teraz, dopóki mogła.
Zabójczyni
poczuła, jak bogini uderza ją mieczem w plecy, ale nie poczuła bólu.
Wstała,
odwróciła się w jej stronę. Sif przyjęła pozycję obronną, zakryła się tarczą.
Virveh
ruszyła do ataku. Siła jej nóg była tak ogromna, że kamienna posadzka nie
wytrzymała i tam, gdzie zaczęła swój zabójczy bieg, płyty pękły.
Wyciągnęła
rękę, uderzając w tarczę, która rozpadła się na kawałki, wyrzucając drewno i
stal w powietrze. Jeden z takich kawałków poleciał wprost na boga kłamstw, oraz
Frigg. Zabójczyni odwróciła wzrok, ale Lokiemu udało się zatrzymać lecące,
zaostrzone drewno wprost na nich. Ta umiejętność, której do końca nie rozumiał
była bardzo przydatna. Pomogła im też wtedy, kiedy siłą woli sprawił, że
samolot, który ich ścigał runął na ziemię.
Spojrzała
ponownie na Sif, która przyglądała się przerażona swojej ręce – złamana kość
przebiła jej skórę na wylot. Otrząsnęła się i ruszyła z mieczem na Virveth,
która złapała go w rękę. Zaśmiała się, a jej głos był lekko charczący, jakby
pochodził od bestii.
Złamała
stal w pół, po czym część trzymającą w dłoni zgniotła na kolejne kawałeczki,
które potem rozsypała po posadzce. Wszyscy wokół przyglądali się niemo, nie
wiedząc co mają zrobić z zaistniałą sytuacją. Ich faworyt, ulubienica stała
przed potworem, prawie ze łzami w oczach. Chciała coś powiedzieć, ale
zabójczyni nie czekała. Uderzyła ją w pierś z taką siłą, że bogini poleciała w
tył. Virveth usłyszała znajomy dźwięk – magowie z Asgardu musieli ustawić
barierę, którą właśnie przebiła Sif, gdy druga ją uderzyła. Dosłownie
rozrzuciła ludzi stojących za barierą, po czym wpadła na ścianę. Zwymiotowała
krwią, upadła na kolana.
-
TY PIEPRZONY POTWORZE! – krzyczeli gapie.
Straż
rzuciła się na Virveth, próbując ją zabić. Odyn nic nie mówił, swoim milczeniem
przyzwalał na to.
-
DOŚĆ! – krzyknęła Frigg nagle. Wszyscy odsunęli się od dziewczyny, a Loki
podszedł szybkim krokiem do niej.
Syknęła,
gdyż łuski zaczęły znikać, wraz z innymi zmianamy na jej ciele. Roztrzaskane
kości złączyły się, rany cięte i kłute zniknęły. Była prawie naga, gdy klęczała
na ziemi, przeżywając swój powrót do normalności.
Bóg
kłamstw bez większego problemu zerwał magiczne kajdany trzymające jego dłonie. Arcymag
stojący z tyłu nie wyglądał na zachwyconego.
-
Co ty wyprawiasz… - zaczął.
- Zamknij się, nie zasługujesz na to
stanowisko. Twoje umiejętności są… infantylne. – warknął Loki, ściągając swój
płaszcz.
Nachylił
się do Virveth, zakrywając jej półnagie ciało swoim ubraniem. Mimowolnie
poklepał ją po ramieniu.
Wstał,
odwrócił się do Odyna i rzekł:
-
Widać, jak wielki i potężny Ojciec dotrzymuje obietnic. Wygrała, a nie
zareagowałeś, gdy twoi ludzie ją zaatakowali. Żałosne.
-
Jak śmiesz, ty zdrajco… - krzyknął arcymag, rzucając w niego magicznymi
więzami. Loki nie protestował, stał związany czekając na eskortę do lochów, w
których miał spędzić resztę życia.
Ludzie
zebrali się wokół Sif, krzycząc do siebie. Grupka magów leczyła ją, tamując
ostre krwawienia, a ona im dziękowała. Mimo, że przegrała, to była nadal
kochana przez swój lud, a Virveth… ona została znienawidzona jeszcze bardziej.